Spektakle

Ferdydurke

reżyseria Bogdan Michalik wg Witolda Gombrowicza

FERDYDURKE CZYLI (PAMIĘTNIK Z OKRESU DOJRZEWANIA)

Witold Gombrowicz, reżyseria i adaptacja – Bogdan Michalik, scenografia – Stanisław Kulczyk, muzyka – Janusz Grzywacz

Grają: Iwona Chołuj, Teresa Dzielska, Agata Ochota – Hutyra, Sylwia Karczmarczyk, Paula Kwietniewska, Małgorzata Marciniak, Agnieszka Łopacka, Sylwia Oksiuta, Aleksandra Wojtysiak (gościnnie), Sebastian Banaszczyk, Adam Hutyra, Andrzej Iwiński, Bartosz Kopeć, Michał Kula, Antoni Rot, Robert Rutkowski

PREMIERA 25 września 2010 r.

Przedmowa do pierwszej próby „Ferdydurke".
( z dnia 07.04.2010)

Jak już państwo wiecie będziemy robili „Ferdydurke" Gombrowicza. Wypada więc, abym jako reżyser wytłumaczył się skąd taki właśnie wybór repertuarowy, a przede wszystkim – o czym, mianowicie mamy zrobić spektakl. Takie expose to zwykle, wbrew pozorom dość trudne zadanie. Nie chcąc jednak powielać zachowań prof. Bladaczki postaram się to zadanie wypełnić.
Zacząć zapewne wypada od samej powieści Gombrowicza, z jej specyficznym dualizmem emocjonalnym i narracyjnym. Wypada również wspomnieć, o czym ona dla mnie jest i jak ją rozumiem. A więc, najkrócej.
Jest to świat odczuwany z perspektywy, może nie „dziecka", ale nastolatka. A więc osobliwej istoty, która już nie mieści się w kategorii „dziecko", a jeszcze nie przynależy do zbioru „ludzi dorosłych". „Kołysze" się zatem „pomiędzy"; w kłopotliwym dla wszystkich zawieszeniu.
(A więc świat odczuwany z perspektywy „istoty pośredniej" – jak to pikantnie określał Gombrowicz.)
Ale – tenże sam świat i te same zdarzenia są jednocześnie „widziane" oczami „dorosłego" już człowieka, oglądającego swą przeszłość, rozgrywającą się (jednakże) w teraźniejszości. Proste. Jak to zwykle u Gombrowicza. Tak...
My jednak nie będziemy robili tego spektaklu jako prostej ilustracji powieści. Powinien to raczej być rodzaj „impresji na temat". Muszę wyznać, iż traktuję tę pracę jako bardzo osobistą, niemal intymną wypowiedź. Pewną interpretację gombrowiczowskiego hasła: „Słowacki wielkim poetą był." Dlatego do zaadaptowanego przeze mnie tekstu scenariusza teatralnego włączyłem tylko wybrane wątki powieści. Zwłaszcza te wątki, które najbardziej bezpośrednio zrymowały się z moimi osobistymi przeżyciami, doświadczeniami i emocjami. Emocjami, które odświeżyły w pamięci przeżycia zapamiętane przeze mnie jako nie zawsze przyjemne, czasem wręcz bolesne. Bowiem tak osławione „szczęśliwe dzieciństwo" nie zawsze odczuwałem jako wyłącznie szczęśliwy, radosny i beztroski obszar życia. Bo cóż począć z pamięcią jakże częstego lekceważenia i poniewierania moim kilku, czy kilkunastoletnim wówczas „Ja"?
Z bezwzględnymi nakazami ślepego uznawania za Wzór czegoś, co nie zawsze rozumiałem, czy czegoś, co mi się wręcz nie podobało? Dlaczego mam nie pamiętać tej czy innej niedouczonej prof. Bladaczki, czy przedwcześnie zdziecinniałego, a jednocześnie groźnego w swym dogmatyzmie prof. Pimki?
Będzie to więc spektakl wierny ideom Gombrowicza, ale jednocześnie przefiltrowany przez moje osobiste odczucia, emocje i doświadczenia. Spektakl, który nie tylko powinien być grany zespołowo, ale przede wszystkim grany przez ludzi dla których ambicją, oprócz osobistych, naturalnych przecież ambicji aktorskich, jest również idea wyartykułowania pewnego głębszego przesłania natury filozoficznej. Przesłania może nieco ironicznego, może nawet niekiedy prześmiewczego, ale przez to właśnie wypełniającego wymogi nowożytnej komedii.
Bowiem będziemy starali się robić komedię. Nie filozoficzną dramę i także nie farsę, ale właśnie komedię.
Komedia w ogóle, a zwłaszcza komedia współczesna to jak przecież doskonale wiecie wyjątkowo trudny gatunek, czy też rodzaj teatru.
Wbrew pozorom komedia różni się od pokrewnej jej przecież farsy i to w sposób dosyć zasadniczy. Po pierwsze, farsa wywodzi się wprost z tradycji ludyczno-jarmarcznej. Jej naczelnym i w zasadzie podstawowym celem jest bawienie widowni, co już samo w sobie nie jest przecież zadaniem prostym.
Natomiast komedia to gatunek uważany już za nieco wyższy, który dla nas współczesnych zainicjował nasz teatralny kolega po fachu – reżyser, aktor – Molier. To właśnie on, korzystając ze szczytowych osiągnięć farsy średniowiecznej, a więc zarówno teatru Del Arte, jak i teatru jarmarcznego, doprowadziwszy najpierw te gatunki do perfekcji, uczynił krok tak twórczy
i unikalny, że aż trudny do przecenienia. Mianowicie farsę, której normalny, dalszy rozwój nie był już wtedy możliwy, podniósł na poziom wyższy i w ten sposób stworzył gatunek, który określamy mianem Komedii Nowożytnej, czyli w dalszej konsekwencji, Komedii Współczesnej. Komedii, która – oprócz przynależnych temu gatunkowi: intryg, gagów i dowcipów – powinna zawierać jakiś pierwiastek filozoficzny. Jakąś cząstkę prawdy o naszym życiu i o nas samych.
Prawdy niekoniecznie śmiesznej, ale za to trafnie i bezlitośnie sformułowanej. Stary, mądry Molier wiedział jednocześnie, że teatr to nie jest dobre miejsce do głośnego czytania Seneki. Że w teatrze, musi się „dziać"! Dlatego właśnie swe mądre „prawdy" i przemyślenia opowiadał za pomocą przypowieści, anegdot i zabawnych, doprowadzonych nieraz do absurdu sytuacji.
„Absurd". Otóż „absurd", to zapewne jedno z kluczowych pojęć, stosujących się nie tylko do komedii, ale jakże często do naszego codziennego
życia. Ileż razy każdy z nas spotyka się z sytuacjami, które określamy mianem „absurdalnych" ? Jakże ciężko jest takim sytuacjom sprostać, czy jakoś im zaradzić? Nie bardzo wiadomo co z nimi począć i jak z nimi walczyć, właśnie dlatego, że są „absurdalne", a więc wymykają się wszelkim prawidłom normalnie pojętej logiki. Bezpośrednia walka z „absurdem" musi się skończyć klęską walczącego, bowiem walczący, szukając jakichś argumentów logicznych, sam nieodmiennie popadnie w „absurd", ponieważ każdy argument logiczny
w zderzeniu z „absurdem" sam absurdalnym się stanie. Amen!
„Absurd" można zwalczyć jedynie za pomocą „Absurdu". Tylko narzędzie wykłute z przynajmniej tak samo irracjonalnej materii jak sam „Absurd", jest w stanie wykazać jego słabości i obnażyć niebezpieczną głupotę. Niebezpieczną, bowiem czym innym jest „dowcip abstrakcyjny", a zupełnie czym innym „Absurd", który dopadnie nas w konkretnej sytuacji życiowej. (z pewnością każdy mógłby podać kilka przykładów ze swojego życia)
Otóż Gombrowicz, w całej swej twórczości uczynił „Absurd" swoim głównym przeciwnikiem. Wydał wojnę „Absurdowi", a przynajmniej temu,
co On sam za „Absurd" uważał. Jego twórczość jest nie tylko skrajnie autonomiczna i świadomie subiektywna, ale niekiedy sama w sobie celowo „Absurdalna".
Gombrowicz dokonuje swoich zabiegów w sposób wyrachowany
i celowy. Dlatego nie bez przyczyny uznawany jest również za filozofa. Nie przymila się, nie schlebia. Kpi i drażni. Jego kpina bywa doprowadzana do granic szyderstwa, a celność spostrzeżeń zawsze jest w stanie obrazić wrażliwość twardogłowych idiotów. Niedawno mieliśmy tego namacalne dowody, kiedy to jeden z ministrów edukacji – postanowił usunąć Gombrowicza z kanonu lektur szkolnych, ponieważ uznał go za szydercę szargającego nasze narodowe świętości. Sam najwyraźniej kiepsko wyedukowany, nie rozumiał,
że Gombrowicz jest wprawdzie szydercą, ale szydercą na tyle wytrawnym, że szyderstwo nie jest dla Gombrowicza celem samym w sobie. Szyderstwo jest zaledwie narzędziem użytym z premedytacją i celowo do walki ze zjawiskiem, które jakże często napędza nam łzy bezsilności do oczu. Mianowicie, z
„absurdem życiowym" – a sam akt wyszydzania ma u Gombrowicza cel wyższy i w pojęciu niektórych niesłychanie niebezpieczny. Tym celem jest –
O, Zgrozo! – pobudzenie czytelnika, w naszym wypadku widza – do samodzielnego myślenia! A to, dla ludzi pokroju wspomnianego ministra, jest już działaniem na pograniczu przestępstwa.
Bo jak to? Ktoś śmie, nie tylko nie otumaniać młodzieży obiegowymi „nibyprawdami", ale jeszcze chce stymulować w nich samodzielne myślenie?!
A niby po co? Mają być matołami, jak pewna część ich nie przygotowanych do wypełniania swej misji nauczycieli - rozmaitych Pimków i Bladaczek - szkolonych przez swych poprzedników na tę samą modłę co oni sami, według żelaznej zasady: „Żadnych myśli własnych! Trzymamy się sztywno programu i kwita. Żadnych odstępstw, wątpliwości i intelektualnego rozpasania! Wszystko raz i na zawsze ustalone i zatwierdzone!"
A ty mały, czy też młody człowieku, potulnie „kuj na pamięć ten fajans", tę beznamiętną papkę zwodniczo zwaną „wiedzą" i pokornie przełykaj w gardle łzy upokorzenia. Nieważne są twoje odczucia i emocje, nieważne twoje budzące się poczucie człowieczeństwa, nieważne – bo jesteś gówniarzem, koniec,
kropka!
Gombrowicz nie zgadzał się z takim porządkiem rzeczy. Dlatego dla wielu obawiających się jakiejkolwiek swobodnej myśli ludzi – jest niewygodny.
Niewygodny bo, muszę to jeszcze raz powtórzyć – prowokuje do myślenia.
Imponuje mi Gombrowicz – nie doskonałością w szyderstwie – ale ostrością widzenia, niezależnością przekonań i głębią przemyśleń. Imponuje mi także odwagą w walce o prawo do indywidualizmu każdej jednostki ludzkiej.
O prawo do wypracowywania i posiadania swoich własnych myśli i poglądów

Chciałbym tym spektaklem zawołać, czy wręcz krzyknąć do młodzieży to, co bardzo chciałem usłyszeć, gdy siedziałem na ich miejscu, w takich czy innych szkolnych ławkach, co jakże często było dla mnie rodzajem dotkliwej tortury. Chciałbym im powiedzieć:
„Nie poddawajcie się! Pytajcie! Pytajcie i żądajcie odpowiedzi! Nie macie obowiązku potulnego przyjmowania regułek i definicji jako pewnika. „Regułka" czy „Definicja" - to zaledwie erzac wiedzy. Nawet jeśli sama w sobie jest słuszna, to jest zaledwie efektem, zakodowanym wynikiem czyjegoś myślenia. Macie prawo do poznawania całego, pełnego procesu myślowego, skonfrontowania go ze swoją własną wrażliwością, swoim intelektem i swoimi odczuciami. Bowiem, jak już zostało powiedziane – „Definicja" i „Regułka",
to nie jest wiedza. To zaledwie erzac. Nie musicie się nim zadowalać. Żądajcie dostępu do mitycznego „źródła", do fascynującej i budującej intelektualnie wiedzy."
Są wśród waszych nauczycieli ludzie twórczy. Ludzie myślący tak samo lub podobnie jak wy. Sam takich również spotkałem. Obudźcie ich. Pytajcie. Dążcie do dyskusji. Do wzajemnej wymiany myśli i emocji. Tylko wtedy proces nauczania może stać się fascynującą i wartą przeżycia przygodą. Przygodą, dla obydwu stron tego procesu.

A wracając do samego spektaklu, to nasze zadanie nie jest tak zupełnie proste, ponieważ ze względu na założoną, specyficzną estetykę spektaklu,
a zwłaszcza na spory poziom abstrakcji, w którym niewątpliwie będziemy się poruszali, poszczególne jego sceny muszą być rozegrane bardzo realistycznie.
Spektakl ten będzie zbudowany z szeregu poszczególnych ogniw, czy zdarzeń scenicznych, stanowiących pewne całostki dramaturgiczne. Jednak ogólny sens spektaklu – czyli to, o czym on jest – wyniknie dopiero z sekwencji tychże zdarzeń. Dlatego tak ważne jest uzyskanie pełnej czystości poszczególnych ogniw spektaklu, ponieważ to one będą stanowiły o sile jego przekazu. Równie istotne będzie wypracowanie każdego poszczególnego detalu, szczególnie w najtrudniejszych sekwencjach spektaklu. Myślę tu o scenach zbiorowych.
Podsumowując.
Wypracowanie specyficznej „prawdy zdarzenia", w wykreowanej,
abstrakcyjnej rzeczywistości, to jest właśnie zadanie, któremu będziemy musieli sprostać. Bowiem wszystko w tym spektaklu, będzie:
Realistyczne i Abstrakcyjne jednocześnie.

Bogdan Michalik, reżyser spektaklu