Najlepszy z możliwych światów. Vanessa Wilkołek Dziennik Teatralny Częstochowa

Najlepszy z możliwych światów

"Kandyd, czyli optymizm" - reż. Rafał Szumski - Teatr im. A. Mickiewicza w Częstochowie

Czym jest optymizm? Poglądem filozoficznym, uwarunkowaniem genetycznym, czy może zwykłym nastawieniem? Jedno jest pewne - wiara w pomyślny rozwój wydarzeń oraz dostrzeganie superlatywów życia kształtuje postrzeganie świata oraz moralną „doskonałość”. Co się jednak stanie, gdy jednostka doświadczy w życiu natłoku niesprzyjających sytuacji?

Voltaire swoje dzieło „Kandyd, czyli optymizm" napisał w XVIII wieku. Co sprawia, że tekst jest wciąż na nowo interpretowany oraz wystawiany? Niewątpliwie jego ponadczasowość. Sztuka w reżyserii Rafała Szumskiego pod tym samym tytułem znalazła swój repertuar w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. 

Początek jawi się jak każdy inny - narracyjny wstęp do artystycznej kreacji oraz ogólne przedstawienie postaci, zaspokają pierwszą ciekawość publiczności.

Z biegiem wydarzeń spektakl zyskuje swoje tempo. Nie tylko w wygłaszanych kwestiach, ale przede wszystkim w sposobie wyrażania zarówno emocji, jak i scenicznego „ja" aktorów.

Kandyd (Adam Machalica) jest łatwowiernym, posłusznym i można by rzec nieświadomym młodym mężczyzną, ślepo wierzącym w filozofię swojego mistrza - Panglossa (Antoni Rot). Jednak od samego początku główny bohater zyskuje przychylność obserwatorów, zapewne przez jego delikatny i prosty sposób (o)bycia. Nie sposób domyślić się, że niedojrzałe, chłopięce serce zapała miłością z początku tak żarliwą (pod koniec wygasającą) do córki barona - Kunegundy (Hanna Zbyryt). Niewinność i miłość może przerodzić się w pychę i zazdrość. Czy tak jest w „najlepszym ze światów"?

Postać Kandyda, a raczej osoba Adama Machalicy zaskakuje na równi z interakcją aktorów z publicznością. Postacie urządzają wyścig po teatralnej sali, siedzą w jedym rzędzie z widzami, a nawet padają im do stóp - spektakularny upadek Kandyda ze sceny.

Zadziwia również muzyka na żywo, której można doświadczyć dzięki kwartetowi smyczkowemu. Dzięki muzycznej ekspresji, bierze on niejako czynny udział w rozgrywanych wydarzeniach. Słowa „dziś znaleźć człowieka" śpiewane przez bułgarskich, a raczej pruskich żołnierzy (Adam Hutyra, Maciej Półtorak) idealnie kooperują z rzucanymi na gołe ściany cieniami.

Miejsce zwane z kolei Eldorado jawi się jako smutna, szara rzeczywistość spowita jednym, ogromnym żartem, w którym przyszło znajdować się mieszkańcom. Wieczna żałoba, rządowa korupcja oraz przyzwyczajenie i „wiara" w parię rządzącą. Widok smutny i jakże znajomy.

Trwająca niemal dwie godziny rewia ironii, zabawy, ale przede wszystkim głębszych refleksji - to karuzela emocji, której można doświadczyć podczas przedstawienia. Nie zwalnia ona nawet na moment i kręci się do samego końca. Tempo zwalnia, gdy widownia się rozprasza - jednak całkowicie się nie zatrzymuje.

Vanessa Wilkołek
Dziennik Teatralny Częstochowa
31 marca 2022