W "Fałszu" aktorki są rozdzielone ścianą z pleksi. Dziwne? Przeciwnie - podkręciło efekt

4.09.2020 Zuzanna Suliga

„Fałsz” Lot Vekemans w reż. André Hübnera-Ochodlo w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Joanna Suliga w Gazecie Wyborczej – Częstochowa.

Czym przede wszystkim przykuwa uwagę "Fałsz"? Trzema równorzędnymi rolami aktorskimi, które dają nieograniczone wręcz możliwości każdemu z artystów. I to dla nich warto wybrać się do Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie na nowy spektakl w reżyserii André Hübnera-Ochodlo.

„Fałszem” Lot Vekemans w reżyserii André Hübnera-Ochodlo Teatr im. Mickiewicza zainaugurował sezon 2020/2021. To już 11. z kolei realizacja, której szef sopockiego Teatru Atelier podjął się na częstochowskiej scenie. To również kolejny spektakl stanowiący prezent dla aktorów. W poprzednim sezonie reżyser sprawił taki Michałowi Kuli, obsadzając go w głównej roli w „Sile przyzwyczajenia (Cyrku egzystencjalnym)” według Thomasa Bernharda. Teraz obdarował po równo troje aktorów: Iwonę Chołuj, Teresę Dzielską i Macieja Półtoraka.

Dla każdego z nich nie jest to zresztą pierwszy taki podarunek od Hübnera-Ochodlo. Tu przypomnijmy role, które obie aktorki stworzyły w „Do dna”, dodajmy Maszę w wykonaniu Chołuj z „Wilków” czy Gertrudę Dzielskiej w „Hamlecie”. Dramat Szekspira przyniósł też nagrodzoną tytułową rolę Maciejowi Półtorakowi, a wcześniej André Hübnera-Ochodlo dał mu pole do popisu w znakomitym monodramie „Znikomość”.

Zaznaczyć trzeba przy tym, że „Fałsz” to polska prapremiera. Reżyser ma rękę do wyszukiwania tekstów, inscenizacji, których nikt w kraju wcześniej się nie podjął. Na potrzeby częstochowsko-sopockiej produkcji „Vals” przetłumaczył Ryszard Turczyn.

Deszczowa noc, wypadek samochodowy, ucieczka z miejsca zdarzenia...

Dramat niderlandzkiej autorki to przede wszystkim trzy równorzędne role. Chołuj i Dzielska wcielają się w siostry Kat i Sis. Pierwsza jest aktorką dramatyczną, która właśnie gra w nowej sztuce Jelinek. Druga to telewizyjna celebrytka, z parciem na szkło i twarzą znaną z czasopism. Poznajemy je w dosyć niecodziennych okolicznościach, czekają bowiem w policyjnej celi (Sis uznaje ją za „poczekalnię”). Są oskarżone o spowodowanie śmiertelnego wypadku na wylotówce z miasta i ucieczkę z miejsca zdarzenia. Kat pamięta tyle, że wracały z rodzinnego przyjęcia. To ona miała prowadzić, ale nałóg wygrał (choć oczywiście zarzeka się, że nie ma z nim problemu). Za kierownicą siadła więc Sis, która twierdzi, że najechała na słupek.

Gdzie leży prawda? Widz podąża za nią, wraz z próbującą poznać fakty Kat, która całe zdarzenie przespała. I może wszystko udałoby się ułożyć w korzystną dla sióstr całość, gdyby nie Gé, czyli Półtorak, który także trafia do policyjnej celi, tyle, że jako świadek wypadku. Ale czy jemu można wierzyć? Nerwowy, pełen tików, żyjący w przyczepie, w izolacji od ludzi, za to w towarzystwie licznych zwierzaków. Sam wydaje się mocno podejrzany. Sis opisuje go jako „bezdomnego popaprańca”. Co taki robi w deszczową noc w środku lasu? To jednak kolejne złudzenie, bowiem Gé jest doskonałym obserwatorem, który zwraca uwagę na drobiazgi, które mogą umknąć pozostałym. Jak choćby liczba płytek, z których zbudowano policyjną ścianę (tu przyznam, że zaciekawił mnie na tyle, że sama zaczęłam sprawdzać czy rachunki się zgadzają, myląc się i tracąc orientację – cóż, może obliczę to innym razem).

Może dzieje się tak dlatego, że jest biologiem molekularnym. Zaś to, co opowiada o komórkach, stanowi odbicie ludzkiej natury. – My również jesteśmy zdeterminowani przez otoczenie Wystarczy zmienić otoczenie, a zmienimy się też my – ocenia. Co więcej, ma na myśli również to, co niewidoczne. Otoczenie z myśli i idei. Jakże to aktualne w dobie, gdy boimy się tego, czego nie możemy dostrzec gołym okiem.

Gé demaskuje fałsz za fałszem. Jego kwestie wypełnia brutalna prawda o zakłamaniu człowieka. Utkana jest z tego opowieść o pozorach, których trzymamy się tak kurczowo. O tym, jak zmieniamy się w danej sytuacji, przed konkretną osobą (nawet tak bliską jak własna siostra), jak bardzo obawiamy się pokazać prawdziwe ja. Boimy się osądów, tego, że okażemy się mniej doskonali niż wizerunek, który próbujemy tak mozolnie podtrzymać. A siostry mają tu swoje za uszami. Sis tak przejmująca się tym, co powiedzą o niej w mediach, jak to wpłynie na jej celebrycką karierę. Kat zaś z zapędami do patrzenia na wszystkich z góry, do bycia tą, do której należy ostatnie słowo. Pierwsza zamaskuje się gwiazdorskim „dziubkiem” (jakby w każdej chwili paparazzi czyhali tylko na to, żeby zrobić jej zdjęcie) i niebotycznie wysokimi obcasami. Druga zastawia się z kolei tarczą wykłutą z sarkazmu.

Przedstawienie, które trudno wyobrazić sobie bez znamion pandemii

Epidemia koronawirusa wywarła ogromny wpływ na każdy chyba aspekt życia. Nie ominęła i „Fałszu”. Trudno wyobrazić sobie ten spektakl bez takich znamion. Prace nad przedstawieniem rozpoczęły się w głębokiej jeszcze izolacji, gdy nikt nie umiał przewidzieć, jaki sytuacja będzie miała obrót (nadal są liczne znaki zapytania). André Hübner-Ochodlo wykazał się pragmatycznością i wymyślił realizację, która poradzi sobie w czasie największych obostrzeń. Stąd aktorki oddzielone są ścianą z pleksi. Mogłoby się wydawać, że będzie to dziwne, sztuczne, a przeciwnie – podkręciło tylko efekt. Emocje i słowa odbijające się od pandemicznej bariery, nabierają dodatkowej siły. A co się dzieje, gdy chce się granicę przekroczyć?

Najciekawszy pomysł reżyser znalazł jednak dla Półtoraka, który przez większość przedstawienia jest w osobnym pomieszczeniu. Śledzimy go za pomocą kamery, pomyli się jednak ten, kto pomyśli, że twórcy puszczają widzom zarejestrowane wcześniej nagrania. Wszystko dzieje się tu i teraz. Gé cały czas jest obecny, a gdy pojawia się bezpośrednio na scenie, to w pandemicznym kombinezonie. Mało tu ruchów zza kulis, podglądamy wszystkich niczym przez lustro weneckie na przesłuchaniu. Ich wzajemne reakcje, nerwowość oczekiwania, niepewność…

Gdyby nie pandemia i związane z nią ograniczenia w liczbie miejsc, które można zająć na widowni, „Fałsz” realizowany byłby na scenie kameralnej. A tak trafił na dużą. I okazuje się, że ta przestrzeń dała mu głębiej wybrzmieć. Troje aktorów doskonale wypełnia to miejsce, a stworzona przy współpracy ze Stanisławem Kulczykiem scenografia zamyka całość w odpowiednie ramy.

Przyznam, że nie nasyciła się jednak moja fascynacja kryminalnymi opowieściami. Śledztwo, ofiara, kara, zbrodnia… Czekałam na więcej, bo na wstępie moja ciekawość została mocno połechtana. Choć dobrze wiem, że ta sensacyjna była zaledwie jedną z wielu warstw „Fałszu”. Każdy powinien jednak przefiltrować to przedstawienie przez własne emocje.

https://czestochowa.wyborcza.pl/czestochowa/7,48725,26294582,falsz-w-czestochowie-aktorki-oddzielone-na-scenie-sciana.html

https://e-teatr.pl/-3064