Aktualności
"Cały czas tam jestem" - artykuł napisany z okazji jubileuszu I LO im. J. Słowackiego w Częstochowie

Irit Amiel – poetka, pisarka, tłumaczka. Urodziła się w Częstochowie w 1931 r. jako Irena Librowicz w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. W 1945 r. na stałe wyjechała z Polski, a w 1947 r. zamieszkała w Izraelu. Autorka tomów poezji: Egzamin z Zagłady, Nie zdążyłam, Wdychać głęboko, dwujęzycznej antologii Spóźniona/Delayed oraz zbiorów opowiadań Osmaleni i Podwójny krajobraz – obu nominowanych do Literackiej Nagrody Nike. W 2021 r. ukazała się książka Ostatnie fastrygi. Irit Amiel w rozmowie z Agnieszką Piśkiewicz- Bornstein. Poetka zmarła w Izraelu 16 lutego 2021 r.
„Cały czas tam jestem…” – częstochowskie adresy Irit Amiel
Myślę o Irit Amiel z wielką czułością. Nie tylko jak o ukochanej poetce i pisarce, ale też jak o bliskim człowieku. To jest paradoks, bo przecież nigdy nie spotkałyśmy się osobiście. Przez kilka ostatnich lat rozmawiałyśmy przez aplikację internetową, bo w kwestii nowych technologii niemal dziewięćdziesięcioletnia poetka radziła sobie fenomenalnie.
Miała niebywały dar zjednywania sobie ludzi i stwarzania poczucia bliskości. Każda nasza rozmowa była ważna, choć przecież nie każda dotyczyła spraw fundamentalnych. Często mówiła o rzeczach zwyczajnych. O tym, że jedzie do centrum Tel Awiwu po „krem na urodę”, o swoich ukochanych wnukach i prawnukach, zachwycała się wiosną w izraelskim parku: „Wiesz, jest tu pięknie, te czaple i żurawie, które widzę, będą zaraz w Polsce”. Wspominała o najnowszych fascynacjach literackich i pisarzach, w których była zakochana. Ale zdecydowana większość naszych rozmów dotyczyła Częstochowy – czasu Zagłady i kresu jej dzieciństwa. „Wraz z wybuchem wojny, przestałam być dzieckiem” – mawiała.
Kiedy zadzwoniłam do niej po raz pierwszy, rozmawiałyśmy niemal godzinę o „naszym mieście”. „Wiesz, ja już jestem stara, nic nie pamiętam. Z Polski wyjechałam 75 lat temu” – mówiła w listopadzie 2020 r. Okazało się jednak, że pamiętała wszystko. Ze skrupulatnością detektywa odtwarzała miejsca, daty i zdarzenia. Gdy wspomniałam o realizacji filmowego Salonu Poezji[1] z jej twórczością, zaznaczyłam, że część ujęć będzie realizowana na Starym Mieście. „Gdzie dokładnie, ty mi określ... – poprosiła. – Ulice Targowa i Mirowska – powiedziałam. – A, Targowa, przy kościele św. Zygmunta, to ta mała uliczka pokryta brukiem? To jak tam będziesz, spójrz w prawo, przy ulicy Stary Rynek 24 mieszkaliśmy w czasie wojny stłoczeni niemal w 20 osób… Jak pójdziesz prosto, to za rogiem jest ulica Garncarska, tzw. Meksyk – ulica przedwojennej żydowskiej nędzy. Tam żyła przez jakiś czas moja babcia Salcia. Cały czas tam jestem” – mówiła.
Częstochowskich adresów związanych z pisarką jest dużo. Niektóre z nich już nie istnieją, niektóre żyją pamięcią tamtych dni. Irit Amiel przywoływała je zarówno w wywiadach, jak i w swojej twórczości. Jednym z najważniejszych miejsc na jej mapie dzieciństwa był dom rodzinny, który stał przy Alei Wolności 11. W wywiadzie[2] , którego udzieliła Remigiuszowi Grzeli w 2012 roku, mówi: „Mój pokój był różowy, były w nim różowe mebelki. Był salon i jadalnia z okrągłym stołem. Pamiętam duży żyrandol”. Z mamą i tatą chodziła do kawiarni Ziemiańskiej w Alejach, a na lody do kawiarni Błaszczyńskiego. W biografii Życie: tytuł tymczasowy wspomina, że w dzieciństwie była rozpieszczoną „odświętną żydowską dziewczynką”.
Przedwojenna Częstochowa pisarki to Aleje NMP z ich stałymi bywalcami. „W Częstochowie przed wojną było wielu wariatów – napisała kiedyś. – Wójcicka, Spirytus i Rywele, obłąkana karlica, o której napisałam wiersz, bo mi się śniła ciągle i bałam się jej, jak byłam mała”. W Alejach pod numerem 16 mieścił się rodzinny biznes Librowiczów – sklep bławatny, na którym widniał szyld: „U. Librowicz i spółka”. Tam codziennie chodził do pracy tata poetki. Kilkaset metrów dalej, przy Alei Kościuszki 8, znajdowała się szkoła, której Irit przez jakiś czas była uczennicą.
W poruszającej rozmowie-rzece pt. „Ostatnie fastrygi” [3], którą z Amiel przeprowadziła Agnieszka Piśkiewicz-Boirnstein, poetka wspomina: „Po wojnie niecały rok chodziłam do Liceum im. Juliusza Słowackiego. Wciąż mam nawet moje jedyne świadectwo. Oprócz ocen z zachowania i przedmiotów takich jak: łacina, angielski, polski czy matematyka, napisane jest, że jestem wyznania mojżeszowego i przechodzę do klasy drugiej z oceną ogólną dobrą. Wojna skończy się w maju 1945 r., a mnie jesienią tego samego roku już nie będzie w Polsce”.
Wspominając o częstochowskich adresach, nie można pominąć miejsca, które symbolicznie zakończyło jej dzieciństwo i paradoksalnie – dało drugie życie. To teren getta na ulicy Przemysłowej, gdzie 27 września 1942 r. ojciec przerzucił 11-letnią Irenkę na aryjską stronę, tym samym ją ocalając. W książce Życie – tytuł tymczasowy Irit Amiel opowiada: „U wylotu Przemysłowej, graniczącej z aryjską stroną, stoi Ukrainiec (…) i strzela w okna, kiedy zamajaczy cień. Tatuś jest bardzo spięty i każe ci się czołgać za sobą jak najbliżej kamienic. Ukrainiec, do którego idziecie tyłem, strzela trzykrotnie, kule świstają wam nad głowami (…) Pchnięci śmiertelnym strachem czołgacie się dalej (…) Rozpłaszczeni na ciężkiej bramie walicie w nią rozpaczliwie pięściami. Lunek, żydowski policjant, znajomy taty, odchyla w bramie szparę i wpuszcza was na podwórze (…) Prowadzi was do jakiejś ciemnej komórki. Świeci latarką. Z gładkiej wspólnej polsko-żydowskiej ściany odrywa jedną deskę, potem drugą i ukazuje się niewielka czarna dziura (…) Przez tę dziurę polski i żydowski policjant szmuglują pieniądze, mąkę i kartofle. Ty będziesz pierwszą żyjącą istotą przeszmuglowaną z dużego getta na aryjską stronę. Tatuś podnosi cię, każe wyciągnąć ręce jak do pływania i wsunąć razem z głową w tę dziurę (…) Jesteś oszołomiona. Nie zdążysz się z nim pożegnać. Pamiętasz tylko, że jest bardzo blady, a po twarzy błądzi mu coś między uśmiechem a szlochem”. Obydwoje rodzice Irit Amiel niebawem giną w Treblince, z całej rodziny ocaleje tylko ona.
Kiedy podczas wywiadu, Agnieszka Piśkiewicz-Bornstein zadaje 88-letniej wówczas poetce pytanie: „Pani jest częstochowianką?”, Irit odpowiada: „Nie, nie jestem częstochowianką. Jestem ramatganką* urodzoną w Częstochowie. Przecież nas Polska nie chciała!”. I dodaje po chwili: „A może ja na starość mieszkam sobie nieco w Polsce? Tylko telewizję oglądam po hebrajsku i codziennie czytam Ha’aretz, który przynoszą mi pod drzwi, ale zaraz potem od kilkunastu lat siadam przed komputerem, otwieram Facebooka i czytam wiadomości od dziesiątków moich nieznajomych przyjaciół z Polski. A wieczorem, po newsach hebrajskich, czytam Masłowską, Myśliwskiego, Twardocha, Tokarczuk (…) ?”. „Pani podwójny krajobraz?” – dopytuje Piśkiewicz-Bornstein. „Tak. Jest we mnie od zakończenia wojny” – odpowiada Irit.
Tekst: Ewa Oleś, absolwentka I LO im. Juliusza Słowackiego w Częstochowie oraz filologii polskiej na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Sekretarz literacka Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Organizatorka i współorganizatorka kilku wydarzeń artystycznych dotyczących twórczości Irit Amiel.
Zdjęcie: Irit Amiel przed swoim domem, Ramat Gan*, listopad 2020 r. Fot. Agnieszka Piśkiewicz-Bornstein
[1] Salon filmowy Mapa dzieciństwa został zrealizowany w 2020 r. przez Teatr im. Mickiewicza i Filię nr 9 Biblioteki Publicznej w Częstochowie.
[2] „Jestem tą, która tam była” z Irit Amiel rozmawia Remigiusz Grzela, Tel Awiw 2012 [dostęp: 16 lutego 2021] https://remigiusz-grzela.pl/?p=3588
[3] Ostatnie fastrygi” – Irit Amiel w rozmowie z Agnieszką Piśkiewicz- Bornstein, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2021
4 Irit Amiel, „Życie – tytuł tymczasowy”, Czuły Barbarzyńca, Warszawa 2012
Fot. Gazety - Małgorzata Iżyńska