Aktualności
"Nie ma róży bez ognia i terapii bez cudu". Felieton

Kryzys… Jeden z terminów nierozerwalnie związanych z pożyciem małżeńskim, zaraz po innym słowie na „k”, jak… kredyt. Albo może przed nim? Dziś jednak będzie o tym pierwszym.
Co zrobić, gdy motyle uwięzione w brzuchu już dawno odleciały, a proza życia oddaliła dwie połówki jabłka na całą długość… sadu? Można od razu się poddać, można też spróbować sobie z tym poradzić, stanąć twarzą w twarz z problemem, dać sobie szansę.
W gabinecie terapeuty zjawiają się Joanna i Valentin. Małżeństwo po czterdziestce, z niezaprzeczalnie bogatym dorobkiem w postaci dwójki dorastających dzieci i siedemnastu wspólnie przeżytych lat.
Od wejścia sytuacja wygląda mało rokująco. Joanna i Valentin siadają najdalej od siebie, powątpiewając w sens angażowania osoby trzeciej w swoje sprawy i podkreślając, że już sama wycieczka na terapię była wyzwaniem, bo przyjechali razem, a od dłuższego czasu wszystko robią osobno.
Ona odpowiada za niego, on sarkastycznie komentuje ukryte w jej słowach podteksty, ona wypomina, on zaprzecza… Niby chcą coś zmienić, ale czy na pewno?
Zaczyna się festiwal wzajemnych żalów i pretensji, który przerywa terapeuta, proponując kolejne ćwiczenia psychologiczne. Wszak żeby zaradzić problemom, trzeba najpierw poznać ich źródło.
Dobre cechy partnera? No jakieś są, owszem. Żona mądra, opiekuńcza, wrażliwa, choć nie… raczej drażliwa. Nieznośnie przewrażliwiona. Coś miłego o mężu? Coś takiego na pewno było, ale no… umknęło.
Grunt staje się jeszcze bardziej grząski, gdy wkraczamy w obszar ludzkich słabości i wyrzutów sumienia. Oboje muszą przyznać, że były też pewne epizody: inna kobieta i inny mężczyzna. Briżit i Gustaw nie byli dla naszych bohaterów jedynie znajomymi z pracy. Trzeba to powiedzieć na głos. Bo kiedy trudno wzniecić dogasający płomień namiętności, może pojawić się iskra, która rozpali coś nowego…
Emocje buzują, wzajemne oskarżenia osiągają znacznie wyższe decybele niż spokojny głos terapeuty. On jednak nie spocznie, póki nie przetestuje każdej opcji pogodzenia pary.
Powrót do przeszłości jest jednym ze starych sprawdzonych chwytów psychologicznych. Przecież zanim tych dwoje wylądowało na kozetce, los związał ich ze sobą, kupidyn postrzelił, no i na pewno było duuużo pięknych chwil. Pierwsze wakacje, kurs nurkowania… Pełne zaufanie i harmonia we wspólnym schodzeniu na dno. To wspomnienie ożywa najmocniej w naszych bohaterach i mamy prawie sukces… gdyby nie fakt, że po chwili czar pryska, bo przecież on nazywa ją teraz furią, a ona traktuje go jak worek treningowy.
Uff… Pora na przerwę, a po niej, choć miejsce to samo, a czas przewidziany na sesję terapeutyczną jeszcze nie minął, następuje nieoczekiwana zamiana miejsc. Terapeuta z całych sił stara się zachować profesjonalizm i skupić na ozdrowieniu pokaleczonego małżeństwa, ale wiadomość od jego żony zaburza cały rytm terapii.
I tak Joanna i Valentin, pomagając temu, który dotąd im pomagał, wkraczają w kolejny etap, analizując inne trudne sprawy. Czy po nim terapia okaże się cudem?
To historia, jakich wiele, wszak „trudno tak razem być nam ze sobą, bez siebie nie jest lżej”. To opowieść także o tym, że żona go nie rozumie i wcale ze sobą nie śpią” i że często wszystko to występuje synchronicznie, tyle że w różnych proporcjach. Terapeutyczne wyzwania podejmujemy w poszukiwaniu… cóż, to się chyba nazywa szczęście. Chcemy być spełnieni, widzieć sens i światełko w tunelu wspólnego życia. Podejmujemy rękawicę, stąpamy po cienkim lodzie, jesteśmy tak samo ciekawi jak zaniepokojeni. A potem okazuje się, że im dalej chcemy dojść, tym bardziej powinniśmy się cofnąć.
„Łączcie się w pary, kochajcie się!” – jak śpiewał Kazik. A jak tylko będziecie mogli przyjść na „Cudowną terapię”, zróbcie to. Przeżyjcie ją po swojemu, pielęgnując jedną cechę, o której często zapominamy. Dystans i poczucie humoru uratowały już niejeden związek i ukoiły rany wielu porzuconych.
Katarzyna, lat 41, status związku – skomplikowany, ale ciekawy.