Wielobarwność i zmysłowy urok prozy Różewicza

Henryk Talar, aktor wszechstronny, obdarzony niezwykle plastycznym głosem, którego głęboki tembr potrafi uwieść i zaczarować, zmienić zwykłe słowa w fascynująca opowieść, w zeszłym roku obchodził pięćdziesięciolecie pracy scenicznej („aktorskiego szamotania się” - jak sam mówi). Niezwykle pracowity, punktualny, wymagający nie tylko od innych, ale i od siebie, nawet w epizodach emanujący siłą osobowości, stworzył szereg fascynujących ról teatralnych oraz filmowych. Mistrz dubbingu, laureat licznych nagród, w tym za wybitne osiągnięcia artystyczne w Teatrze Polskiego Radia, wciąż zaskakuje niezwykłymi kreacjami, a także dojrzałością połączoną z młodzieńczą świeżością oraz radością czerpaną z aktorstwa. Na swój jubileusz artystyczny wybrał Częstochowę i Teatr im. Mickiewicza, którym kierował od roku 1994 do 1997. Po 20 latach ponownie „wprosił się do Częstochowy” (to jego własne słowa), by we wrześniu 2015 zaprosić widzów do obejrzenia spektaklu „W starych dekoracjach” , w reżyserii Igora Gorzkowskiego. W styczniu, zaledwie kilka dni temu, w Teatrze Soho (scena Studia Teatralnego Koło i Teatru Ochoty), odbyła się warszawska premiera przestawienia.

Spektakl oparty jest głównie na opowiadaniach Tadeusza Różewicza, którego poezja i dramaty cieszą się uznaniem, natomiast proza jest mało znana. „Kiedy zapoznawałem się z nią bliżej, zyskiwałem przekonanie, że jest w niej niesamowity ładunek teatralny i że wyłania się z tych tekstów zupełnie inny świat, niż ten, który stworzył Różewicz - dramaturg” – mówi Igor Gorzkowski. Dzięki „wsłuchiwaniu się w Różewicza” powstała ballada o everymanie, o człowieku silnie uwikłanym we własną biografię, a także o poecie otoczonym kobietami. Refleksyjna opowieść przemawia ulotnymi wspomnieniami, strzępkami zapamiętanych wrażeń, pamięcią przeszłości wypełnionej wędrówkami w poszukiwaniu... czegoś. Szczęścia? Mimo, iż w swej autorskiej adaptacji reżyser wykorzystał fragmenty kilku opowiadań: „Śmierć w starych dekoracjach”, „Nie wiadomo skąd”, „Grzech”, „Owoc żywota” oraz wspomnienia matki Różewicza, sztuka nie przypomina przypadkowo pozlepianych scen. Stanowi całość z myślą przewodnią i dominującym motywem życiowego podsumowania, rozrachunku z tym, co było, choć poszczególne ślady wiodą w kierunku różnych utworów i przypominają senne marzenia, często absurdalne i komiczne. Relacje z kobietami, radosne i smutne, dłuższe i ledwo muśnięte, bez początku i bez końca, stanowią centrum małego świata, w którym żyje Bohater – człowiek wymyślony, ale bardzo „prawdziwy”.

Akcja scenicznego opowiadania przenosi widza w lata siedemdziesiąte. Bohater spektaklu, z płaszczem przerzuconym przez ramię i walizką w ręku, przybywa z Polski do zalanego słońcem Rzymu. To podróż życia, podczas której ożywają wspomnienia, a postacie z przeszłości – kobiety, wkraczają w tu i teraz Bohatera. Zjawiają się matka, żona, kochanki, przygodnie napotkana młoda dziewczyna, wreszcie Fornarina z obrazu Rafaela Santiego. Czas i przestrzeń zyskują inny wymiar, w którym dominują dotyk, zapachy, smaki i kolory. Są bardzo konkretne i dotykalne – klejące się do rąk ciasto wyrabiane na stolnicy, sok z pomarańczy spływający po dłoniach, krople wody na włosach. Erotyzm i zmysłowość, intensywność fascynacji i emocji są równie ulotne, jak obraz kobiet w pamięci. Każda z nich była i jest piękna na swój sposób, ważna, jedyna. Różnorodne damsko-męskie relacje pozostawiają to samo nienasycenie i pragnienie radości płynącej z prostego odczuwania szczęścia. Nawet spotkanie z La Fornariną z obrazu „Portret młodej kobiety” nie jest czysto duchowym przeżyciem. Bohater podziwiając zmysłowy portret kochanki włoskiego malarza i architekta renesansowego, dochodzi do wniosku, że kontemplacja owego wizerunku stanowi sens i cel podróży do wiecznego miasta. W Rzymie, u źródeł tradycji i kultury śródziemnomorskiej, czuje się coraz bardziej zmęczony i zagubiony. Wytchnienie daje mu kobieta – w przeszłości i teraz. Żywa dzięki miłości i pielęgnowanym wspomnieniom lub – jak Fornarina – uwieczniona na płótnie. Przejmujące i pełne wzruszeń są wspomnienia relacji z matką (w tej roli Cecylia Putro). Matczyna opowieść o małym synku, który szybko wyrósł, a ona zestarzała się, emanuje nostalgią i ciepłem. Jego żal, jej wyrozumiałość. Przepiękny obraz uczucia, które w naturalny sposób zmienia się wraz z upływem czasu oraz nieprzemijającej nigdy wzajemnej, nierozerwalnej więzi między dzieckiem a matką. Stąpanie po śladach przeszłości i szukanie sensu w tym, co było, nie musi być smutne. Zmysł satyryczny Różewicza, jego wysmakowany humor, ironia, cynizm, obecny w opowiadaniach stanowiących kanwę spektaklu, wpływa na narrację scenicznej akcji. Autor adaptacji i reżyser potrafił umiejętnie to wydobyć, zachowując klimat prozy wybitnego pisarza, a znakomity aktor wiedział, jak ten swoisty różewiczowski dowcip przekazać widzom. Warto wspomnieć, że Henryk Talar nie po raz pierwszy pracuje z Igorem Gorzkowskim - wcześniej w Teatrze Narodowym, potem w Teatrze Koło (wymienię jedynie „Burzę” Szekspira i niezapomnianą kreację Henryka Talara - Prospera), dlatego podkreśla: „Oprócz przyjemności w pracy trzeba mieć pewność, że spotyka się z człowiekiem, z artystą, który jedzie w tym samym kierunku, jest osadzony na tych samych torach”.

Oprócz grającego pierwsze skrzypce aktora i jego Bohatera, w spektaklu są mniejsze, acz równie cenne perełki. Smakowity portret Włocha, typowego mieszkańca Rzymu, niefrasobliwego przystojniaka, hałaśliwego i gadatliwego, dbającego o własny interes, wielbiącego dobre jedzenie, kobiety, odmalował na scenie Maciej Półtorak. Jego dialogi z nieznającym języka Bohaterem są przesycone dowcipem, żywe i absurdalne, ale bez cienia sztuczności. Partneruje mu Włoszka „z krwi i kości”– Sylwia Karczmarczyk. Aktorki częstochowskiego teatru, Kobiety z przeszłości - Iwona Chołuj, Teresa Dzielska, Agata Ochota-Hutyra, Małgorzata Marciniak, Agnieszka Łopacka, równie dobrze radzą sobie u boku Talara-mistrza. Dopomaga im muzyka, subtelnie podkreślająca kolejne elementy scenicznej układanki, dopracowany ruch, gest, który często mówi więcej i namiętniej niż słowa oraz scenografia, budująca przestrzeń inscenizacji.

Nie wątpię, iż spektakl docenią kolejni widzowie, nie tylko w Warszawie i Częstochowie. Warto wzruszyć się, roześmiać, dostrzec nostalgię, smutek zmieszany z radością i nadzieją, którą niesie proza Różewicza. Warto docenić niezwykłą pracę reżysera, aktora, który tak cudownie prowadzi dialog z publicznością oraz pozostałych twórców tego pięknego obrazu scenicznego, malowanego wspomnieniami i różnymi odcieniami prawdy o człowieku i jego naturze.

autor tekstu: Anna Czajkowska

Teatr dla Was